NATURHISTORISCHES MUSEUM, WIEN


w tym muzeum mogłabym spędzić kilka dni. dużo czasu poświęciłam pięknej kolekcji
minerałów i kamieni; było też mnóstwo pięknych biżuteryjnych okazów,
 którymi syciłam swoje srocze oko. oprócz tego wspaniała
wystawa o życiu, od jego początków poprzez wszystkie stwory po człowieka włącznie.
widziałam meduzy wiszące z sufitu i robaczki pod mikroskopem.
koniecznie muszę tutaj wrócić po więcej.


te wszystkie gabloty, freski, obrazy na ścianach, sztukaterie. no i okna, przez które wpada miękkie światło tworząc niezwykłą atmosferę.



tu główną rolę gra maleńkie pudełeczko w kształcie okrągłego herbatnika, idealne na maleńkie skarby.



podręcznik jubilera - szkoda, że zamknięty w gablocie.



 bukiet z drogocennych kamieni . szafir, rubin, szmaragd, pyszne słowa. brzmią szlachetnie.


takie kamienie są ciekawsze niż bryłki mieniące się w całości. piękno ukryte.


wszystkie okazy datowane, starannie opisane. z tego co pamiętam niektóre nawet ręcznie. nie pogardziłabym takim zadaniem.


ten minerał wygląda jak mokry, znaleziony w lesie omszały głaz. kamień-mech.

na koniec, w bistro koło muzealnego kompleksu, 
zjadłam najlepsze na ziemi, wielkie falafele z chutneyem jabłkowym i hummusem. 
żadne się z nimi nie równają póki co.

Brak komentarzy: